Głowa mnie rozbolała, kiedy w poniedziałkowy poranek przeczytałem kto został niekwestionowanym zwycięzcą tegorocznych Oscarów. Przypomniała mi się wypowiedź Tadeusza Sobolewskiego w TokFm na dwa dni przed ogłoszeniem wyników, że światowa opinia sprawia cuda. Tak było z filmem ,,Ida” Pawła Pawlikowskiego. Ponoć na spotkaniu z dziennikarzami, już po przyznaniu filmowi Pawlikowskiego Oscara, między innymi w obecności Sobolewskiego, minister Piotr Gliński miał powiedzieć, że ,,Ida” to bardzo dobry film, pomimo tego, że wcześniej wypowiadał się o ,,Idzie” negatywnie. Nobel dla Olgi Tokarczuk również sprawił, że minister zweryfikował swoją opinię i uznał, że jednak warto przeczytać którąś z książek noblistki.
I jeszcze jedna wypowiedź sprzed gali oscarowej przypomniała mi się w ten poniedziałkowy, traumatyczny poranek. A mianowicie wypowiedź Dawida Muszyńskiego redaktora naczelnego naEkranie.pl, który w podcaście przygotowanym przez Watching Closely, zwrócił uwagę, że w Polsce film Sama Mendesa ,,1917” pokazywany był przedpremierowo dziennikarzom w grudniu, ale naczelny nie przypominał sobie, żeby wtedy ktoś wypowiadał się o najnowszym obrazie brytyjczyka, ze to wybitne osiągnięcie. Dopiero po Złotych Globach ruszyła lawina zachwytów.
Kiedy w 2017 roku, Joon-ho Bong pokazał na festiwalu w Cannes ,,Okję” wyprodukowaną przez streamingową platformę Netflix, publiczność podczas seansu zachowywała się skandalicznie: gwizdała i buczała. Film przerwano po kilku minutach i ponownie odtworzono jeszcze raz, od początku. Nie wiem kto dokładnie stanowił publiczność podczas światowej premiery ,,Okjy” w Cannes, faktem jest, że dwa lata później przy okazji innego filmu tego reżysera, czyli ,,Parasite”, widzowie już nie buczeli i nie gwizdali, za to przyjęli 6-minutowymi oklaskami dzieło Koreańczyka. Różnica zdaje się nie polegała na tym, że ten pierwszy film był wyjątkowo zły, a ,,Parasite” w odróżnieniu od poprzedniego, wyjątkowy udany. Różnica, jak każdy wie polegała jedynie i aż na tym, że ,,Okja” powstała dzięki Netflixowi, a ,,Parasite” z Netflixem nie miał już niczego wspólnego, bo też nie mógł ze względu na zmiany w regulaminie konkursu w Cannes. Gdyby ponownie, jak np. Noah Baumbach z ,,Historią małżeńską”, film Bonga miałby coś wspólnego z Netflixem, to najzwyczajniej w świecie nigdy by nie zdobył w 2019 roku Złotej Palmy.
Różnie się mówi o przyznanych w tym roku Oscarach dla Joon-ho Bonga, szczególnie, że przecież po raz pierwszy ten sam film zdobył statuetkę dla najlepszego filmu międzynarodowego i w kategorii najlepszy film. Mam wątpliwości, czy w ten sposób doceniono koreańskie kino, a jeszcze większe wątpliwości budzi we mnie opinia, że to żółta kartka dla Hollywood. Myślę, że tegoroczny werdykt będzie można dopiero odczytać za rok, kiedy okaże się, na co Akademia tym razem zwróci uwagę. Jednak gdybym miał odczytać wyniki z tego roku przez pryzmat Oscarów przyznanych w 2019, to uznałbym, że Akademia wyraźnie zrobiła krok wstecz. Wtedy, jak zapewne każdy pamięta, triumfowała Roma, Netflixowa produkcja, wygrywając w jednej z głównych kategorii. Można było nawet uznać, że Akademia idzie z duchem czasu, nobilitując film streamingowej platformy.
W tym roku przyznano najważniejsze Oscary reżyserowi, który z Netflixem nie mógł podbić świata ,,Okją”, ale bez Netflixa zostało mu to dane. Sam Netflix w tym roku również musiał zadowolić się jakimiś pomniejszymi nagrodami, a to w końcu mierzyły się dwie epoki – jedna nieco archaiczna, ale wciąż pełna wdzięku i stylu, a druga być może (czas pokaże) zapowiadająca od kilku lat zmiany, jakie dzisiaj trudno jeszcze sobie wyobrazić. I tak też bym oceniał tegoroczny werdykt Akademii, jako zdecydowany krok wstecz w porównaniu do ubiegłego roku. Koreański reżyser, jak mało kto, mógł zostać do tego sygnału wysłanego w świat, wykorzystany. Sygnał by mówił: że tradycyjne kino z tradycyjną dystrybucją, ma się dobrze i nic mu nie zagraża. Czy to się potwierdzi, przekonamy się w 2021 roku.
Rafał Klan
https://rklanblog.wordpress.com/