To druga w ostatnim czasie rozmowa, którą mam przyjemność Państwu zaprezentować. Tym razem moim gościem jest Marek Argent. Myślę, że nie ma we Wschowie osoby, która by Marka nie kojarzyła. W ostatnich latach zajmuje się fotografią. Był fotoreporterem i przez jakiś czas robił zdjęcia dla portalu wschowa.naszemiasto.
Ale ja znam Marka sprzed lat. Przyjaźnię się zresztą z osobą, która na początku lat 90-tych grała na perkusji w pierwszym i wydaje się jedynym projekcie muzycznym Marka Argenta.
Z Markiem znamy się ot tak sobie. Czasami zamienimy kilka słów na mieście. Natomiast od zawsze, a właściwie od 2011 lub 2012 roku noszę w sercu pewną scenę z Markiem w roli głównej.
Był wtedy bodajże czerwiec 2011 lub 2012 roku, nad stawami odbywał się koncert Wschowskiego Boogie-Woogie, organizowany przez wydział promocji we Wschowie z największymi gwiazdami tego gatunku. Ówczesny kierownik promocji, Ireneusz Mieżowiec był, z tego co pamiętam, wielkim fanem boogie-woogie i można było we Wschowie usłyszeć naprawdę świetnych artystów.
Pracowałem wtedy dla zw.pl. Przygotowywaliśmy zapewne materiał z tego wydarzenia, ale wracając do Marka – w trakcie koncertu, tak to pamiętam, miała miejsce zwykła przerwa między występem jednego zespołu, a wejściem na scenę drugiego. Publiczność dobrze się bawiła. Muzyka była taka – optymistyczna, do posłuchania, do takiego przyjemnego spędzenia popołudnia w ciepły majowy albo czerwcowy dzień.
I nagle w tej przerwie. przed sceną pojawił się Marek Argent. Ludzie rozmawiali, jedli chipsy, lody, pili soki pomarańczowe, a Marek zaczął śpiewać. Kto zna Marka, ten doskonale wie, że jak już zacznie, w charakterystyczny dla siebie sposób, to na pewno nie będzie to śpiew dla wszystkich. Bo Marek śpiewał mroczne piosenki w języku angielskim i można je było usłyszeć w różnych częściach miasta, kiedy się w nich pojawiał w tamtym czasie. W każdym razie śpiewał wtedy i śpiewał i wprowadzał tym samym pewien nastrój niepokoju. Bo to nie był śpiew dla tej widowni. To był taka antymieszczańska zaczepka, którą raczej do siebie nikogo nie zachęcał. Nie pamiętam, jak to się skończyło. Czy ktoś go wyprosił stamtąd. Czy sam zrezygnował. Faktem jest, że po 8, czy 9 latach – mam tę scenę przed oczami. I wciąż wydaje mi się bardzo na czasie. To znaczy na czasie w tym sensie, że – jakkolwiek tego nie nazwać – reprezentował wtedy jakąś inną grupę lokalnej społeczności, pewnie grupę nadwrażliwców, którzy niekoniecznie zaraz by się identyfikowali z tym występem Marka. Co by jednak nie mówić, ilekroć o tym myślę, mam takie poczucie, że to jeden z ważniejszych antymieszczańskich manifestów, których byłem świadkiem we Wschowie.
Cieszę się, że Marek zgodził się na rozmowę. Rozmawialiśmy długo. Ze względu na obszerny materiał, podzieliłem ten wywiad na 3 części. Pierwsza dotyczy jego autorskiej strony internetowej, jednej z pierwszych we Wschowie oraz jego muzycznych prób. Marek wspomina nie tylko swój Clearance, ale i inne zespoły muzyczne, z którymi w latach 90-tych miał kontakt. Pozostałe części naszej rozmowy pojawią się wkrótce. Myślę, że jeszcze przed świętami.
Zdjęcie, użyte w materiale wideo, pochodzi z archiwum Marka Argenta.
__
Rafał Klan
Wspieraj Nowe Opinie na https://zrzutka.pl/72ucvn
https://rklanblog.wordpress.com/
Redakcja wschowa.news nie odpowiada za przedstawione w tekście opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Felietony, opinie, polemiki itp. przyjmujemy pod adresem kontakt@wschowa.news.
super fajne! bardzo ciekawy artykuł. Dziękuje