Motto:
Wstałem z ławki na przystanku
Jak bohater liryczny, który niby to
Nie ma gdzie pójść
Ale idzie
Ale idzie
W domu od kilku dni wielkie poruszenie. Trza, czy nie Trza zagłosować w II turze na – jak to mówią – jedynego, prawdziwego kandydata pod polskim niebem. Dom – wiadomo jaki jest. Jak to mówią różnorodny i pluralistyczny, a pomimo tego – nie znam nikogo w tym domu kto miałby wątpliwości. Mówią, że Trza. A ja mówię – no nie wiem.
Że dom jest przechylony w lewo (no może już nie tak w lewo, bo wiadomo, dom się powiększa, większe są ideowe napięcia, że się tak wyrażę) – to raczej nikogo nie dziwi. Jakby powiedział Jan Kotwicki – pokolenia polskich murarzy na to pracowały. Zatem w normalnych warunkach nie miałbym jakichś poważnych dylematów. W ogóle bym nie miał. Poszedłbym, jak te niewinne owieczki na rzeź i z zamkniętymi oczami zagłosowałbym. Ale czasy się zmieniają, staję się coraz starszy (co niektórzy powiedzą – marudny, stetryczały i jaki tam jeszcze, Jan Kotwicki byłby tu pomocny albo administrator komentarzy na zw.pl) i mnie już nie kręci, że coś Trza. Przeciwnie – coraz częściej myślę, że nic nie Trza. A już na pewno nie tutaj, we Wschowie, co w sposób jasny i zrozumiały opisałem jakiś czas temu.
To jednak nie znaczy, że sobie tę II turę odpuściłem. Nie, nie odpuściłem. Ważę te racje, przyglądam się, słucham rozmowy Szymona Hołowni z Rafałem Trzaskowskim, potem słucham, jak panowie publicyści w piątkowym poranku Tokfm – kręcą nosem na to, że ktoś śmie przepytywać Trzaskowskiego, kiedy przecież Polska stoi nad przepaścią. Raczej wszyscy powinni złożyć broń, oddać hołd jedynemu, prawdziwemu kandydatowi i nie kombinować. Bo tutaj nie ma co myśleć – wybór jest oczywisty. Albo Trza, albo Polski nie ma. Myślę sobie wtedy – no to trudno, skoro tak, to niech Polski nie będzie, ale nikt mnie nie będzie stawiał pod ścianą.
Na lokalnych forach również wrze. Do tego stopnia, że co niektórzy wyborcy Andrzeja Dudy wyraźnie dają do zrozumienia, że wolą nie przyznawać się do swoich wyborów, bo zostaliby zjedzeni na śniadanie przez wzmożoną, wyborczą atmosferę. Cóż – takie czasy, polityka rozgrzewa głowy jednej i drugiej strony do czerwoności. I nie ma zmiłuj. Nie ma też, co się obrażać. Spór polityczny, to nie są kremówki z cukierni Karola Hagenhubera. To jest wojna. I – jak widać – nikt na tej wojnie jeńców nie bierze. Albo Trza – albo giniesz. Przynajmniej na lokalnych forach tak to wygląda. Bo – prawdę mówiąc – w normalnej rozmowie, ze znajomymi, przyjaciółmi – nikt aż tak sprawy nie stawia. No, ale co innego Internety, co innego życie bez Internetów.
Później czytam artykuł Roberta Dąbrowskiego na stronie Krytyki Politycznej. Dąbrowski to lewak i antyfaszysta. W dodatku nie jest heretykiem, jak większość społeczeństwa, jest nieheteronormatywny. I co mówi lewak i antyfaszysta? Sorry, w 2 turze nie oddam głosu na Trzaskowskiego. Na Dudę też nie. No i masz babo placek. Po lewej stronie – oburzenie. A po co to Krytyka Polityczna zamieszcza takie teksty? Co to daje? Przecież już zamieściła analizę, że trzeba przełknąć żabę i zagłosować na Trzaskowskiego. To o co teraz chodzi? O pluralizm, że każdy głos jest ważny? Każdy może się wypowiedzieć? To może jeszcze dopuśćmy do głosu antyszczepionkowców i płaskoziemców też? I w ogóle kto to jest ten Dąbrowski? Co innego taki Lech Legierski, to tak, kiedyś Legierski w podobnym tonie się wypowiedział, ale Legierskiego to każdy znał, a takiego Dąbrowskiego?
Walec jedzie i nawet się nie zatrzymuje. Dąbrowskiemu tłumaczą – słuchaj stary, że Trzaskowski umizguje się do Krzysztofa Bosaka i jego wyborców, to znaczy jedynie tyle, że to strategiczne umizgiwanie, a nie ideowe. Aha – myślę sobie wtedy. To teraz nie dziwię się, że Andrzej Duda wziął ten patronat nad rocznicą powstania Brygady Świętokrzyskiej, bo też pewnie sobie tłumaczył kolaborację Brygady z okupantem, jako kolaborację strategiczną. A po lewej stronie takie zaraz oburzenie, że faszystów Duda wspiera. Nie ma już faszyzmu, jest strategia. Witajcie w XXI wieku. Mamy gwieździste polskie niebo nad nami i strategię moralną w nas, jakby powiedział nieodżałowany Kant, gdyby dożył tych czasów.
Później otrzymuję SMS-y od rodziny, że jest sondaż, w którym wygrywa minimalnie Trzaskowski, więc żebym się nie wygłupiał, bo każdy głos jest ważny. Po prostu Trza. Swoją drogą, bodajże wczoraj w Tokfm podano informacje, że ktoś z badaczy uśrednił wszystkie sondaże, które pojawiły się po I turze i wychodzi na to, że 52 dla Dudy, 48 dla Trzaskowskiego. Więc pewnie tak jest, że każdy głos się będzie liczył.
Więc mówię sobie – dobra, sprawdzam. Zajrzę na sesję fotograficzną z 16 czerwca z Radomia, gdzie prezentowali się między innymi samorządowcy z lubuskiego. Był tam też Rafał Trzaskowski. Myślę – sprawdzę, czy to dla jaj, czy poważnie. Czy na zdjęciach jest burmistrz Wschowy, czy go nie ma. Bo jak jest – to myślę sobie, no nie – to było dla jaj. Jak nie ma – to myślę sobie, że poważnie podeszli do sprawy, bo przecież rozmawiano tam o tych zagrożeniach i pomysłach na wzmacnianie lokalnych wspólnot, o tej solidarności rozmawiali, wolności i różnorodności. Więc sobie tam zaglądam i co widzę? No widzę, że jest po staremu. I skąd mam mieć pewność, czy takich osób, jak burmistrz Wschowy nie ma więcej w otoczeniu kandydata na prezydenta? Którzy tylko mówią o szczytnych hasłach, ale za grosz nie widać tego w ich działaniach? A kto mi da pewność, że takich osób jest mniej, a nie więcej?
Wiem, że to jakiś krańcowy idealizm. Ale przed 2 turą – te wszystkie wątpliwości tylko się pogłębiają. Dla jednych Trza, dla drugich niekoniecznie. I to dzisiaj jest pewnie problem dla tych, którzy liczą, że wystarczy powiedzieć, że Trza iść na wybory. No właśnie, że niekoniecznie. Ktoś powie – weź ty się zajmij PiS-em, tam to dopiero jest Sodoma i Gomora. Odpowiem – sam się zajmij PiS-em. Dla mnie PiS to ani brat, ani swat. Ale PO w tym kontekście, jak to ująłem wyżej – ani siostra, ani żona brata wujka, który jest kuzynem z dziadkiem w prostej linii, mężem babci, matki ojca. Zatem – mówiąc krótko – niech wygra ten, kto zdobędzie więcej głosów.
—
https://rklanblog.wordpress.com/