Radna Katarzyna Owoc-Kochańska udostępniła w sobotę tabelkę, w której porównała dotacje dla stowarzyszeń i klubów sportowych w 2019 roku i 2020. Wynika z tego zestawienia, że mamy różnicę na niekorzyść w kwocie 230 tysięcy złotych. To znaczy, że tyle mniej pieniędzy będzie w worku dla organizacji pozarządowych w 2020 roku. Co to znaczy? To oznacza tyle, że w corocznym konkursie na realizację zadań publicznych (publicznych, a nie prywatnych, tzn. takich, w których stowarzyszenia i kluby sportowe wyręczą gminę w jej obowiązkach wobec lokalnej społeczności) dla wszystkich stowarzyszeń i klubów sportowych, działających na terenie gminy będzie o 230 tysięcy mniej środków do podziału. Z czego dla klubów sportowych mniej będzie o 150 tysięcy (310 tysięcy – 2019, 160 tysięcy – 2020 rok).
Jest dodatkowe 100 tysięcy złotych
Trzeba też dodać, że gmina ma taki pomysł, aby część tych brakujących środków uzupełnić o 100 tysięcy w konkursie, organizowanym przez alkoholówkę, czyli taką komórkę gminną, która zajmuje się przeciwdziałaniem alkoholizmowi. Dla osób zorientowanych ta dodatkowa pomoc gminy z jednej strony jest traktowana, jako gest dobrej woli, co nie zmienia faktu, że dla klubów sportowych ten zastrzyk pieniędzy jest zdecydowanie najmniej pomocny. Dlaczego? Najlepiej będzie tę sporną kwestię przedstawić na przykładzie. Proszę sobie wyobrazić rodziny, które nie mają na czynsz, prąd i gaz. I mówi się do tych rodzin – pomożemy wam. Przeznaczymy pieniądze w konkursie, wy weźmiecie w nim udział, zdobędziecie środki i będziecie mogli sobie zorganizować jakąś fajną imprezę, np. konkurs rzucania do kosza dla wszystkich dzieciaków z terenu gminy w Dzień Dziecka. Ok., super pomysł. A czy dzięki temu te rodziny zapłacą za czynsz, gaz i prąd? Nie, nie zapłacą. I można sobie wyobrazić konsekwencje takiego działania, że z jednej strony te rodziny będą organizować konkursy, a jednocześnie zostaną ze swoich mieszkań wyrzucone na bruk, wcześniej, odcięte od prądu i gazu. Ale za to będą mogły organizować fajne imprezy dla naszych dzieciaków z terenu gminy. Mniej więcej tego rodzaju pomoc, pieniędzmi z alkoholówki, oferuje gmina. Dla jednych stowarzyszeń zapewne będą to pomocne środki, dla drugich w żaden sposób nie rozwiąże ich problemów.
O co więc właściwie chodzi z tymi stowarzyszeniami i klubami sportowymi? Po co one są? Komu służą? Warto sobie zadać to pytanie, ponieważ wydaje się, że po wielu, wielu latach, straciliśmy z oczu cel, jaki przyświecał tak organizacjom pozarządowym, jak i publicznym środkom wydawanym na ich działalność.
Więcej osób pójdzie na ,,Futro z misia”, a dużo mniej osób wybierze filmy Eggersa
Historia organizacji społecznych sięga co najmniej średniowiecza, a może nawet jeszcze dalej. Kiedyś były to organizacje dobroczynne i przede wszystkim zajmowały się osobami ubogimi. Od samego jednak początku ich istnienia ich wzrok skierowany był tam, gdzie państwo zawodziło. Tak jest do dzisiaj, chociaż w wielu krajach wygląda to różnie. Np. w Szwecji funkcjonuje około 150-200 tysięcy organizacji pozarządowych, które działają tylko i wyłącznie w oparciu o pieniądze publiczne, czyli są dotowane przez państwo i zajmują się między innymi rozwijaniem pasji. Podaje najbardziej skrajny przykład tego na co idą publiczne pieniądze w takiej Szwecji, żeby uzmysłowić, że to nie jest jakiś dziki, dziwaczny pomysł. Oczywiście Polska, to nie Szwecja. To przecież wiemy. Nie zmienia to jednak faktu, że w Polsce nie wyklucza się rozwijania pasji w ramach organizacji pozarządowych za publiczne pieniądze. Dlaczego? Z prostej przyczyny. W liberalnych demokracjach uznano, że system (upraszczając gminy, powiaty, województwa, państwo) zaspokaja masowe potrzeby, będąc przy tym ślepe na te mniejszości, których masowa oferta nie jest w stanie w żaden sposób zaspokoić. Uznano, słusznie zresztą, że wszyscy – i ci, którzy chodzą na filmy ,,Futro z misia” i ci, którzy chętnie wybraliby się na wieczór z filmami Roberta Eggersa mają te same prawa. Różnica jest tylko w skali. Wiadomo, że więcej osób pójdzie na ,,Futro z misia”, a dużo mniej wybierze filmy Eggersa. A jednak stwierdzono, że oferty dla mas, jak i dla garstki osób warte są publicznych pieniędzy. Innymi słowy uznano, że nawet jeżeli system sam w sobie (upraszczając – gminy, powiaty, województwo, państwo) posiada naturę wykluczenia, to trzeba temu zaradzić, dać pieniądze ludziom spoza systemu, którzy tę dziurę potrzeb, stworzoną przez system, w miarę możliwości wypełnią. Albo jeszcze inaczej – system zrozumiał, że jest wadliwy i postanowił się naprawić poprzez działania osób spoza wadliwego systemu. I taką rolę odgrywają w społeczeństwach organizacje pozarządowe – uzupełniają ofertę systemu, czasami system zastępują, a czasami z nim współpracują. Jednak za każdym razem robią to dla kogoś konkretnego, nawet jeżeli byłby to pasjonat – powiedzmy jakiejś niszowej serii komiksów, wydanych w Grecji w 1954 roku. System uznał, że pogłębianie swojej wiedzy lub jej rozpowszechnianie na temat niszowego, greckiego komiksu, wydanego w 1954 roku, może być dotowane przez taką gminę Wschowa w 2020 roku. No tak to jest pomyślane. Taka jest idea działania organizacji pozarządowych, wspieranych przez publiczne pieniądze. Warunek jest jeden – trzeba być zrzeszonym w stowarzyszeniu, klubie sportowym, czyli posiadać w swoim gronie osoby, które podzielają jakąś pasję, jakąś chęć niesienia pomocy, chęć edukowania itd., itp., które następnie biorą udział w konkursach grantowych i zdobywają na swoje cele środki finansowe.
NGO się profesjonalizuje, jest bat na niegrzeczne organizacje
Jednak, jak to w życiu bywa, wraz z pojawieniem się finansowania tego rodzaju organizacji, pojawiły się jednocześnie dwa procesy. Tych procesów jest oczywiście więcej, ale zwrócę uwagę na dwa z nich. One są widoczne również we Wschowie i będę od teraz omawiał działanie stowarzyszeń i klubów sportowych ze wschowskiej perspektywy.
Z jednej strony z roku na rok NGO się profesjonalizowało, a jednocześnie gmina zaczęła wykorzystywać środki publiczne do swoich politycznych celów i traktować je, te finanse, jak bat na organizacje, które w lokalnym środowisku znane były z tego, że niekoniecznie popierały tego lub innego burmistrza.
Ambitni i energiczni społecznicy
Ten pierwszy proces, czyli profesjonalizacja stowarzyszeń i klubów sportowych, pociągał za sobą ich rozwój, a co za tym idzie potrzebę większych środków na swoje działania, a także opłacanie osób, które gwarantowały postęp i zaangażowanie. To jest swoją drogą naturalny proces, który pojawia się wszędzie tam, gdzie za sterami stoją ambitne i energiczne osoby. We Wschowie nigdy w tym zakresie nie odbyła się debata, która by ten problem próbowała ugryźć, a następnie znaleźć na nie jakieś rozwiązanie. Wspominam o tym, ponieważ wraz z rozwojem takich organizacji we Wschowie, pojawia się pytanie, czy ta mała wspólnota, jaką jest Wschowa, jest skłonna zgodzić się, aby z tych konkretnych pieniędzy publicznych, członkowie jakiegoś stowarzyszenia mogli pobierać wynagrodzenie, zabezpieczając jednocześnie profesjonalną ofertę sportową, kulturalną, czy jakąkolwiek inną. Czy też jesteśmy zbyt małą wspólnotą, aby można było sobie na to pozwolić. Czy w związku z tym, że część stowarzyszeń i klubów sportowych rozwija się i w tym rozwoju wyprzedza inne organizacje, należy zwiększać dla nich środki, czy zostawić na tym samym poziomie. Czy może wreszcie, skoro niektóre z nich świetnie się sprawdzają w jakimś obszarze działań, zaoferować im większy zakres działań, w których sprawdzą się zdecydowanie lepiej niż publiczne jednostki. Takich problemów zresztą jest znacznie więcej, niestety ani te wymienione, ani te, których tutaj nie wymieniono, nie stanowią (albo przestały stanowić) jakąkolwiek wartość. Zamiast tego zaproponowano zmniejszenie środków na organizacje, lekceważąc dotychczasowe ich dokonania, lekceważąc osoby, które za tymi działaniami stoją, lekceważąc w końcu te grupy mieszkańców, które wybierają i korzystają najczęściej z ofert organizacji pozarządowych, a nie z oferty, jaką przygotowało miasto.
Pieniądze wykorzystywane politycznie
Drugim problemem, jaki we Wschowie w pewnym sensie degeneruje ideę dotowania organizacji pozarządowych jest fakt, że odkąd pamiętam, te pieniądze wykorzystywano politycznie. Kto był blisko rządzących ten mógł liczyć na wystarczające środki, kto był obojętny mógł liczyć na nieco mniejsze, a kto nie był z lokalną władzą mógł liczyć na symboliczne wsparcie lub – co też się zdarzało – pominięcie stowarzyszeń przy dzieleniu grantowego tortu. Nikt od tego nie był niestety wolny. Żadna ekipa rządząca, a sami zainteresowani doskonale wiedzieli, że jeżeli będą źle żyć z rządzącymi, to skończy się to dla nich mniejszą dotacją albo jej brakiem. Idealne narzędzie do tresowania ludzi. Naprawdę. Jesteś pasjonatem? W sercu masz jakąś dziedzinę sportu, kultury, muzyki, spraw społecznych? Chcesz coś zaoferować dzieciakom, młodzieży, średniemu pokoleniu, seniorom? To uważaj, nie podskakuj, a publiczne środki będą do ciebie płynąć. Tak mniej więcej w gminie lokalni politycy bawią się publicznymi środkami jeżeli mają na to wpływ. Jeżeli im taką możliwość się odbierze w wyniku np. wyborów samorządowych, to ich optyka się zmienia. Ale zostawmy to. Efekt tego jest taki, że w ostatnim dziesięcioleciu mieszkańcy byli świadkami spektakularnych osiągnięć niektórych stowarzyszeń, a po zmianie politycznej, spektakularnych upadków tych samych organizacji, które jeszcze chwilę temu cieszyły się przychylnością. Pojawiały się byty znikąd i nagle otrzymywały spore wsparcie finansowe, a potem te byty ginęły. Nie było w tym ani logiki, ani jakiejś konsekwencji, ani tradycji – ot ,,widzi mi się” lokalnych polityków. Na to też nie znaleziono lekarstwa.
Wśród lokalnych polityków nie ma lokalnych mężów stanu
Jednak w całej tej dyskusji, co może też jest założeniem na wyrost, bo we Wschowie nie odbywa się żadna dyskusja, poza tą, którą narzucają lokalni politycy raz w miesiącu na sesjach Rady Miejskiej. Dyskusją też nie są pyskówki pięciu użytkowników lokalnych portali, bo one również są jedynie pokłosiem tego, co dzieje się w lokalnej polityce. Więc może to za dużo powiedziane, że mamy jakąś dyskusję. Zatem za decyzją o oszczędnościach na stowarzyszeniach i klubach sportowych stoi pewien brak, charakterystyczny dla takich małych miasteczek, jak Wschowa. Już tłumaczę, co mam na myśli.
Brakuje lokalnych polityków, o których moglibyśmy powiedzieć, że są lokalnymi mężami stanu, czyli takimi, którzy są w stanie wznieść się ponad lokalne podziały, którzy nie obawiają się lokalnych liderów i potrafią z nimi współpracować, nie dostrzegając w nich zagrożenia, ale wykorzystując ich potencjał, wiedzę i zaangażowanie. Sprawiając tym samym, że wspólnota, którą tworzą jest różnorodna, w dobrym znaczeniu rozdyskutowana, skłócona nawet, ale wypracowująca kierunki działań w wyniku dyskusji, a nie w wyniku strachu przed dyskusją. Wiem, to jest jakiś banał. Każdy tak gada, że będziemy dyskutować, będziemy w końcu rozmawiać, zaangażujemy w to jak najwięcej osób itd., itp. Problem w tym, że nawet takiego banału nie jesteśmy w stanie sobie zafundować. A to tylko potwierdza tę pierwszą uwagę, że lokalni politycy niczym się nie różnią od zwykłego mieszkańca gminy. Są tak samo małostkowi, zapatrzeni w swój czubek nosa, przekonując wszystkich dookoła, że ich czubek nosa, to sprawa całej gminy.
Z tego powodu, z braku lokalnych mężów stanu, cała gmina ustawia się według klucza, który wyznacza lider. Jak jest małostkowy, to jej mieszkańcy są małostkowi. Kiedy napuszcza jednych przeciwko drugim, to i część mieszkańców będzie w tym brała udział, jak wyklucza, to i mieszkańcy będą wykluczać, jak powie: liczy się tylko to i owo, to i mieszkańcy będą powtarzać, że liczy się tylko to i owo, a tamto się nie liczy i znajdą się na to potrzebne argumenty i paragrafy, jak zabierze środki stowarzyszeniom, to znajdą się tacy, którzy uznają, że tak trzeba. A gdyby nie zabrał środków, to ci sami mieszkańcy mówiliby, dobry polityk, nie zabrał, dać mu wina i przekąsek. I tak w kółko. Jakby powiedziano, że Żydów trzeba…, a nie, my jesteśmy przecież inni, tutaj byśmy się jak jeden mąż sprzeciwili. Racja. Zapomniałem. Zagalopowałem się. Wybaczcie.
Propozycja
Nie chciałbym jednak tego tekstu kończyć aż tak depresyjnie. Mam na koniec propozycję. Może ktoś z Państwa, czytelników, społeczników, ktokolwiek chciałby podzielić się swoim pozytywnym przeżyciem, związanym ze wschowskimi organizacjami pozarządowymi? W kilku słowach może ktoś z Państwa chciałby o tym napisać i podzielić się swoją obserwacją, refleksją, pozytywną myślą, która nas wszystkich jakoś wzmocni, pocieszy, zainspiruje? Myślę, że wschowa.news chętnie by taki artykuł, notatkę, a nawet dwa zdania opublikowała. Ja sam na szybko mam takie trzy obserwacje. Pierwsza z nich związana jest z działalnością Tomka Szwarca, bo być może nie każdy wie, ale jego działania na terenie Wschowy, związane z filmowcami, filmami są znane w Polsce wśród osób, które pasjonują się kinematografią. Pamiętam, jak chyba rok temu, Tomka do znajomych na facebooku zaprosił Michał Oleszczyk. Tak, nie odwrotnie. To nie Tomek zapraszał Oleszczyka, ale Oleszczyk Tomka. Boże, jak ja mu zazdrościłem, że jeden z bardziej cenionych i znanych krytyków filmowych, urodzony pasjonat, jakich mało, zaprosił do znajomych drugiego pasjonata, mieszkającego w dodatku w jakiejś małej Wschowie, o której być może nikt nie wie. A okazało się, że Michał Oleszczyk wie.
Drugie przeżycie. Jestem na spotkaniu, zorganizowanym przez stowarzyszenie Czas ART. To chyba był grudzień. Spotkanie związane jest z promocją dwóch książek, w których znajdują się zdjęcia mieszkańców Wschowy, które to zdjęcia ci mieszkańcy udostępnili stowarzyszeniu. Nie pamiętam, proszę mi wybaczyć, imienia i nazwiska jednego ze wschowian, który podczas spotkania miał krótką prezentację. Okazało się, że robił zdjęcia przez lata miejscom, budynkom, o których wiedział, że za chwilę albo znikną, albo zmienią swój wygląd. I ten mieszkaniec powiedział coś takiego – przez całe życie robiłem zdjęcia i wydawało mi się, że nikomu się one nie przydadzą. A teraz okazuje się, że jednak to co robiłem, miało sens.
I trzecie – ostatnie już doświadczenie. Mecz WSTK na początku stycznia tego roku. Na pięć sekund przed końcem, w dogrywce, nasi koszykarze przegrywają dwoma punktami. Na trybunach dużo osób. Wszyscy obgryzamy z nerwów paznokcie. Emocje sięgają zenitu. Wydaje się, że mecz jest przegrany. I nagle jeden z mniejszych i drobniejszych wschowskich koszykarzy rzuca za trzy punkty. Piłka leci do kosza, a w międzyczasie słychać dźwięk, kończący mecz. I wiecie co? Ta piłka do tego kosza trafiła, a WSTK wygrało zawody jednym punktem. Chcielibyście być wtedy na trybunach. Dawno nie przeżyłem takiego szaleństwa i takich emocji.
https://rklanblog.wordpress.com/
Chciałby, żeby opozycja wytłumaczyła się dlaczego była „za” przyjęciem budżetu. Na XII sesji byli przeciw na XIII nie przyszli a na XIV bez żadnego głosu sprzeciwu wręcz w milczeniu byli za przyjęciem budżetu. Przypomnę, budżetu, który zakłada mniejsze dotacje na NGO.