Tak sobie pomyślałem, że podsumuję poprzedni rok i odnotuję teksty z największą liczbą odsłon, najchętniej czytane na tym blogu w 2019 roku. Z początku uznałem, że to będzie pięć najbardziej poczytnych wpisów, ale kiedy zajrzałem do statystyk, wiedziałem już, że powinienem pokazać 12 tekstów, które cieszyły się tutaj jako taką popularnością, ponieważ one, czyli te 12 tekstów najpełniej odzwierciedlają wachlarz tematów, podejmowanych na tym blogu w ubiegłym roku.
Łącznie w 2019 roku opublikowałem tutaj 91 tekstów. Ten wpis zawiera najpopularniejsze teksty, licząc od miejsca 6 do 1 według liczby wyświetleń. Ranking tekstów, licząc od miejsca 12 do 7 znajduje się tutaj – Podsumowanie 2019 roku, cz. 1
Tekst opublikowany 3 listopada 2019 roku. Miałem chwilę czasu i mniej lub bardziej aktywnie uczestniczyłem w 44 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, na tyle, na ile można uczestniczyć w wydarzeniu, które odbywa się 400 kilometrów od miejsca zamieszkania. Chyba w tamtym czasie wszystko przeczytałem i wysłuchałem na temat kondycji polskiego kina. Na tej fali uznałem, że mam coś do powiedzenia na temat najgłośniejszego filmu festiwalu, czyli ,,Bożego ciała” Jana Komasy. Sama recenzja powstała pod wpływem internetowej aktywności Michała Oleszczyka, któremu w żaden sposób nie dorównam ze względu na ogromną wiedzę, jaką posiada ten krytyk filmowy. A tą recenzją chciałem dorównać. I zamiast skupić się na własnym warsztacie i z niego wycisnąć jak najwięcej, starałem się naśladować osobę, której z wielu względów naśladować nie sposób. To zresztą też dowód na to, że lepiej się inspirować, niż naśladować. Dzisiaj bym tę recenzję napisał już inaczej.
Fragment tekstu:
Są dwie sceny w tym filmie, które tłumaczą ten pozytywny odbiór, któremu towarzyszy wspomniana ulga. ,,Boże ciało” potrafi pokazać w którym punkcie jesteśmy i jacy jesteśmy bez wytykania nikogo palcami, ale też bez stawiania wyraźnych diagnoz, właściwie można by powiedzieć, że przesłanie jest płynne, niedomówione, nieostre, wyznacza bardzo duży obszar, w którym każdy bez wyjątku może czuć się, jak u siebie w domu. Jeżeli uda się takie granice – wydaje się mówić film – wyznaczyć na zasadach właśnie takiej trochę płynności i nieostrości, wtedy wspólnota jest możliwa do pomyślenia. Nawet wspólnota, którą dzisiaj nie sposób sobie wyobrazić.
Tekst opublikowany 19 lipca 2019 roku. A zamieściłem tego dnia opowiadanie. Kilka osób nawet je przeczytało i – co szanuję – uznało, że warto podzielić się ze mną wrażeniami. Nie jest to jeszcze historia na miarę Nobla, ale jest przyzwoita. Powstała na bazie starego opowiadania sprzed chyba 10 lat, poprawiona i rozbudowana o nowe wątki i – jak twierdzi jeden z bardziej wymagających czytelników – z zakończeniem, które mogłoby być jednak lepsze. Wszystko przede mną.
Fragment opowiadania:
Ochroniarz milczał.
– Powiem panu, pana rola jest… Groszek? – Piotr potrzebował pomocy – jak to się mówi, tymczasowa, jakby to powiedzieć?
– Nie wiem, Piotr, chodźmy już.
– Doraźna, dobra, wiem już. Pana rola jest doraźna, a nasza jest wieczna. Taka jest różnica. Że my mamy gwarancję powrotu, a pan przez swoją doraźność nie ma żadnych gwarancji.
I Piotr szykując się do wyjścia, dodał jeszcze:
– Dlatego należało nas wpuścić, bo wieczność, coffee litera należy do nas, jest nam obiecana, w wieczności nie ma dla pana miejsca, bo pan pełni rolę tylko w tym przesmyku, widocznym między jedną wiecznością, a drugą wiecznością. Między tym, co nam zostało odebrane, a tym, co nam zostanie oddane.
– Masz to? – Piotr zapytał Bernarda.
Tekst został opublikowany 23 stycznia 2019 roku. Za sprawą tego wydarzenia, jak wspominałem w poprzednim wpisie, przez kilka tygodni co niedzielę słuchałem lokalnych kazań. Natomiast sam tekst był przewrotny, ale – co zrobić – nikt tej przewrotności nie odczytał. Nawet, kiedy tłumaczyłem księdzu sens tego mojego wpisu, było już pozamiatane. Powszechne oburzenie i ksiądz w defensywie to nie najlepszy moment, aby podjąć czytanie ze zrozumieniem. Trudno. Każdy czyta, jak umie i rozumie to, co jest w stanie zrozumieć.
Fragment tekstu:
Ksiądz, jak już wspomniałem, z racji tego, że jest księdzem, w takich małych, depresyjnych miasteczkach, stanowi część lokalnego establishmentu. A że należy do niego od niedawna, nie przesiąkł jeszcze lokalnym patriotyzmem. Nie nauczył się jeszcze zachwycać. Jeszcze nie poznał odpowiedzi na pytanie profesora Bladaczki „Dlaczego w poezjach wielkiego poety,
Juliusza Słowackiego, mieszka nieśmiertelne piękno, które zachwyt wzbudza?” Ale po wpisie widać, że ksiądz rozpoczął proces zadawania sobie pytania o nieśmiertelne piękno, które zachwyt wzbudza. Jak sobie na to pytanie odpowie, stanie się pełnoprawnym członkiem lokalnego establishmentu.
Wpis opublikowany 30 stycznia 2019 roku. A pomimo tego czytany niemal przez cały rok. To znaczy, ktoś do niego wracał co jakiś czas. Oczywiście sprawa pani skarbnik jest tutaj pretekstem do kasandrycznego wieszczenia, powtarzania w tamtym okresie, że Rada Miejska za sprawą nawyków, ustawowych ograniczeń, politycznej układanki w Radzie, sama się deprecjonuje i obniża swoje znaczenie. Oczywiście na nikim moje wróżby nie robiły i nie robią wrażenia.
Fragment tekstu:
Radni (szczególnie radni należący do większości koalicyjnej) robią w takich sytuacjach dobrą minę, jakby chcieli powiedzieć: nie wiemy i co z tego? Mamy większość i to nas rozgrzesza. Robią dobrą minę, jakby chcieli powiedzieć: a może coś wiemy, ale i tak nikomu nie powiemy. Ostatecznie robią dobrą minę, ale ich mina mówi, że na nic nie mają wpływu, nie posiadają elementarnej wiedzy, która by im pozwoliła rozsądzić, czy decyzja o odwołaniu skarbnika jest właściwą decyzją. W końcu robią dobrą minę jedynie w tym celu, by powiedzieć, że wiedzą trochę więcej niż mieszkańcy i na mieszkańcach, którzy wiedzy nie mają żadnej, może to robić wrażenie. I na nikim więcej.
Tekst opublikowany 24 kwietnia 2019 roku. Jak na niszowy blog, ten wpis miał sporo odsłon. Podobnie, jak w przypadku tekstu wyżej, czytany był przez cały rok, ktoś tam od czasu do czasu kilka razy w miesiącu zaglądał. Stąd pewnie też jego wysoka pozycja w tym rankingu. W tym kwietniowym wpisie zapowiadałem, że kiedyś, za jakiś czas podsumuję ten okres, ale jak widać jeszcze tego nie zrobiłem. Pewnie jeszcze do tego nie dojrzałem.
Fragment tekstu:
We wtorek oddałem klucze i telefon. Zabrałem ze sobą plastikowy pojemnik i marynarkę. I w ten sposób po 8 latach zakończyła się moja przygoda z portalem Zw.pl.
Tekst opublikowany 13 lipca 2019 roku. Ostatnio rozmawiałem ze znajomym, tłumacząc, że Wschowę na siłę próbuje się od lat, od poprzedniej kadencji samorządu, nieprzerwanie i bez skrupułów zbawić od małomiasteczkowości w dobrym tego słowa znaczeniu, od dziwactw, od jej uroczej depresyjności, od ludzi, którzy zatopili się w tym uroczym mieście i potrafią z niego wyczarować cuda, których być może nie potrafi docenić większość lokalnej społeczności, ale to o niczym nie świadczy. Brutalnie i konsekwentnie pracuje się w tym miasteczku na to, żeby wszyscy bez wyjątku przed snem pisali ody do Stalina. Z coraz lepszym skutkiem.
Fragment tekstu:
Myślę, a właściwie jestem przekonany, że dla 95 procent osób różnica jest niedostrzegalna. I jestem również przekonany, że te 95 procent żyje w przeświadczeniu, że nie ma ludzi niezastąpionych. Mało tego, będą mieli na to dowód – proszę bardzo, Chaciński prowadził, teraz nie prowadzi, a program hula dalej w TVP Kultura, a eksperci nadal się wypowiadają, a nowości filmowe, teatralne, literackie nadal są omawiane. Więc w czym rzecz? Problem polega na tym, że nie tak łatwo wytłumaczyć w czym rzecz. Bo na to nie ma już racjonalnych argumentów. Przecież wszystko się zgadza, prawda? Nic się nie zmieniło poza prowadzącym. A jednak program nie ma już błysku geniuszu, jest jak wiele innych tego typu programów, nic go już nie wyróżnia, ale też niekoniecznie chce się go oglądać. Jest to oczywiście nadal program na wysokim poziomie, ale właśnie na takim poziomie, wysokim, jeden produkt od drugiego produktu można tylko odróżnić błyskiem geniuszu. I – jak wspomniałem – dostrzec tę subtelną różnicę potrafi pewnie 5 procent ludzkości albo jeszcze mniej.
___________________________________________________
I na koniec muszę jeszcze jeden tekst przywołać, który powstał w 2017 roku, ale od tamtego czasu jest czytany na tym blogu i co roku ma sporo odsłon. To wpis ,,Nocami nawiedza nas bogini Namagiri”, opublikowany 10 lipca 2017 roku. Nieustannie w czołówce najpopularniejszych tekstów. Mnie się też podoba. Szczególnie ten fragment:
Jest w tym coś tak nieracjonalnego i szalonego, a zarazem coś naturalnego. Jakby w ludzką strukturę wpisana była potrzeba podejmowania decyzji w wieku, który pozornie nie nadaje się do tego. Bo przecież im człowiek starszy, tym niby mądrzejszy i bardziej doświadczony. Tak nas jakoś natura ukształtowała, że jednocześnie wraz z wiekiem, stajemy się bardziej powściągliwi, zdystansowani, mniej zdolni do ryzyka i – prawdopodobnie – naturalnie oddalamy się od bodźców, emocji, logiki, które nami kierowały przy podejmowaniu decyzji w młodości. Nie ma już ryzyka, szaleństwa, wyborów na całe życie. W zamian i w pewien sposób stajemy się niewolnikami tych śmiałych możliwości i przez resztę życia ich bronimy i je konserwujemy. Czasami zdarza się jednak, że się do nich obracamy tyłem. Być może, jakby tego chciał R. dzieje się tak na skutek tego, że wtedy mentalnie stajemy się przez chwilę Hindusami i nocami nawiedza nas bogini Namagiri.